..
Ósmy kontynent czyli rzecz o jaskiniach

13 | 12639
 
 
2012-06-26
Odsłon: 1395
 

Trawers Jaskiń Jaworznicka- Chelosiowa

     Dawne wierzenia kazały w głębinach jaskiń świętokrzyskich szukać wejścia do piekła. Z ciemnych czeluści dobiegały głosy, od których włos jeżył się na głowie, ze szczelin dobywały się smrodliwe wonie a trzepot nietoperzych skrzydeł kojarzono ze skrzydlatymi lecz upadłymi aniołami. To z jaskiń wylatywały hordy diabelskie wzywane przez wiedźmy na sabat.

     Jaskinia Chelosiowa. Największa poza Tatrami jaskinia Polski. Początek jej nazwy dziwnie kojarzy się z angielskim terminem odpowiadającym właśnie piekłu (hell). Tyle etymologia ludowa. Chelosiowa zapewne wywodzi się od określenia właściciela okolicy, a więc jest nazwą dzierżawczą.
     Dzięki uprzejmości członków Speleoklubu Świętokrzyskiego dane nam było przekroczyć  bramy tej jaskini - dosłownie dwie, ponieważ obiecano nam trawers pomiędzy Jaskinią Jaworznicką i Chelosiową, tworzącymi jeden system podziemnych pustek. Być może kiedyś zostanie on połączony z sąsiednią Jaskinią Pajęczą.
     Za stodołą w Zelejowej przycupnęły namioty, po czym rozpoczęliśmy fazę aklimatyzacyjną naszego pobytu. Następnego dnia- choć trudno było stwierdzić, kiedy dokładnie zakończył się poprzedni, po nieprzespanej nocy pojawiliśmy się w kamieniołomie Jaworznia, gdzie na nasz widok przewodnikom opadły szczęki. Twarze mieniły się nam wszystkimi kolorami tęczy z wyjątkiem zdrowego, różowego odcienia. Niczym zombi ruszyliśmy w głąb dziury. Po delirycznym zsunięciu się w kluczu po pochylni, zagłębiliśmy się w trzewia Jaskini Jaworznickiej. Nie licząc dwóch sal mijanych po drodze, cała reszta to wijący się wąski tunel, oblepiony błotem. Padnij, powstań, padnij powstań. Przy każdym ruchu do przodu należało unieść ciało lekko do góry, oderwać kombinezon od błota, następnie przemieścić się kilkanaście centymetrów, by znowu przykleić się do zimnego i mokrego spągu (czyt.podłoża). Jakby wody było mało, pękła butelka z wodą mineralną, wleczona przez koleżankę. W miejscach jej postoju pozostawały malownicze kałuże wchłaniane następnie przez kombinezony jaskiniowe. W mocno ograniczonym polu widzenia mieliśmy przez 3 godziny głównie kalosze kolegi, oddalone parę centymetrów od twarzy. Na szczęście w okolicach Trójkąta można było rozprostować skompresowane gnaty i popatrzeć w twarz towarzyszom- choć naprawdę nie było na co patrzeć… Chyba nikt nie czuł się rewelacyjnie a jedna osoba prawie umierała.
Przewodnicy w osobach Agi, Krzyśka  i Piotrka pocieszali, że pokonujemy łatwiejszy wariant trawersu, bo w dół. My modliliśmy się, by Agnieszka miała przy sobie właściwy klucz do wyjścia z Chelosiowej. W przeciwnym razie musielibyśmy pokonać tę samą trasę, tym razem pod górę… Partie początkowe Chelosiowej, które odwiedziliśmy na końcu, są naprawdę piękne z powodu obecności nacieków. Zazdroszczę speleoklubowi z Kielc takiego rejonu. Mogą poćwiczyć właściwie wszystkie techniki jaskiniowe, nie wyjeżdżając poza granice powiatu. Był zjazd w kluczu, była zapieraczka, namiastka meanderka i  zacisk. W dziurze wiszą też liny, chociaż przepastnych studni tu nie ma.
Klucz pasował, słonko świeciło, wszyscy przeżyli, choć niektórzy nie wyglądali na żywych. Pozostało tylko zadanie odszukania w pobliżu otworu padliny i usunięcie wyżej wzmiankowanego truchła. Trup zająca śmierdział bajecznie, na szczęście zajęły się nim mrówki i właściwie nie było co zbierać. Zapach chyba żył własnym życiem…
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami wieczorem ruszyliśmy do Kielc, gdzie wspólnie ze Speleoklubem Świętokrzyskim kibicowaliśmy naszym w meczu z Czechami. Odśpiewanie hymnu na stojąco i doping niewiele dały. Przebieg meczu doskonale odzwierciedlał charakter naszego wyjazdu. Początek niezły i emocjonujący, potem już tylko walka o przetrwanie.
Poranek niedzielny większość spędziła w Jaskini na Kadzielni. Ja z Olgą i Karolem odszukałam kamieniołom Stokówka,  będący poligonem szkoleniowym zarówno wspinaczy jak i grotołazów.
Jakieś licho musiało siedzieć w lesie, bo przez dobrą godzinę nie mogliśmy odpalić auta. Gdy już ekipa holownicza szykowała się do akcji, wiedźma Olga odprawiła jakieś czary mary i stary grat odpalił.

Opuściliśmy gościnną ziemię kielecką wdzięczni losowi, że wyjeżdżamy lekko poobijani i niewyspani a nie ze scyzorykiem pod żebrami.
Specjalne podziękowania dla:
- agroturystyki Olgi i Karola (mile widziani wczasowicze z własną kosą i miotłą)
- przewodników Burczyków i Krzyśka (wyginających śmiało ciało), którym naprawdę dziwię się, że jeszcze chcą chodzić z kimś na ten piekielny trawers
- klubu z Kielc za wspólną piłkarską stypę. Do zobaczenia znowu na speleokonfrontacjach!

Agnieszka Majewska

W wyjeździe 15-17.06.12 uczestniczyli:
Agnieszka, Kasia, Magda, Arek, Grzesiek, Maciek.
 

 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd