..
Ósmy kontynent czyli rzecz o jaskiniach

13 | 12642
 
 
2012-05-10
Odsłon: 1512
 

Jaskinia Czarna

01.05.2012

Zupełnie to do nas niepodobne, ale spręża mamy od samego rana. Wory już dawno spakowane, sprzęt uporządkowany i gdyby nie herbatka, którą Arek musiał wypić przed wyjściem, na pewno ruszylibyśmy o planowanej porze. Dolinę Kościeliską udaje nam się pokonać jeszcze przed majowym szczytem komunikacyjnym i wkrótce znikamy gdzieś w lesie, kierując się w stronę Czarnej Turni.  Pod otworem spotykamy parę grotołazów, którzy podobnie jak my w planach mają dotarcie do Szmaragdowego Jeziorka, żeby nie wchodzić sobie w drogę, czekamy jeszcze trochę i rozpoczynamy poręczowanie.

Szybko opróżniamy pierwszy szpej, a ponieważ idąca przed nami para ściąga za sobą liny, nie korci nas, żeby pomagać sobie ich sznurkami. Wkrótce pojawiają się pierwsze wątpliwości, sprawdzamy  każdy boczny ciąg i w końcu drogą eliminacji wybieramy jedyną słuszną drogę. Niebawem docieramy do niewielkiego progu przy którym widnieje batinox, omijamy go jednak i zwyczajnie schodzimy w dół, nie myśląc za dużo. Przed nami pojawia się kolejny niewielki odcinek pionowej ściany, a ponieważ nie mamy ze sobą szkicu pozostaje poskładać w głowie strzępy informacji. Dochodzimy do wniosku, że stoimy przed prożkiem Rabka, a poprzedni który ominęliśmy powinniśmy byli zaporęczować. Znowu nie myśląc za dużo Arek wspina się parę metrów do góry i wiesza kolejną linę z wora … w ten prosty sposób, niczego nie świadomi mylimy kolejność lin. Dopiero przy trawersie Herkulesa, kiedy następny odcinek okazuje się za krótk,i orientujemy się jak głupi błąd popełniliśmy. Nie załamujemy się jednak własną bezmyślnością,  bez problemu przerabiamy trawers na wersje minimalistyczną i idziemy dalej. Na kursie mieliśmy wiele okazji, aby do perfekcji przećwiczyć umiejętność poręczowania za krótką liną.

Wkrótce stajemy przed Kominem Węgierskim, a ponieważ trudności wzrastają tym razem, wykazujemy się  rozsądkiem i puszczamy przodem Maćka, który jako jedyny z nas kartę taternika ma nieco dłużej niż od tygodnia. Nagle, nie wiadomo skąd, pod kominem zjawiają się kolejni grotołazi. Z ich min wnioskujemy, że nie są zadowoleni z tego, że przed nimi zaczęliśmy poręczowanie.  Rozpoczyna się dyskusja, a ponieważ mówią po rosyjsku jedyne co udaje mi się zrozumieć to to, że chcą nas po prostu ominąć, nie poręczując tego kawałka... Niebawem wszystko się wyjaśnia i za trójką Rosjan pojawia się trójka znajomych nam wrocławian. Ekipa nieco nadpobudliwych grotołazów okazuje się  członkami moskiewskiego klubu eksplorującego największą aktualnie jaskinie świata – Woronią. Otrząsamy się z lekkiego szoku i z pełnym namaszczeniem poręczujemy dla nich dalszą drogę. Kiedy ostatnia osoba z naszej ekipy wypina się z liny, tamci już dawno ją wyprzedzają i biegną do przodu. Ciekawe to doświadczenie,  jednak szybko uświadamiamy sobie, że robi się coraz później a przed nami znajdują się 2 zespoły. Dochodzimy do ostatniego odcinka przed Szmaragdowym Jeziorkiem, a ponieważ na dole trwa akcja fotograficzna i nawet Rosjanie zostają zmuszeni do czekania, zaczynamy zastanawiać się nad wcześniejszym powrotem. Mina Magdy mówi sama  za siebie...wracamy. Tym razem podział ról ustala się naturalnie, chłopaki reporęczują, a dziewczyny niosą liny. Powoli kończy się nasze pierwsze samodzielne wyjście do jaskini po kursie. Na 4 osoby które wyszły z bazy rano powracają 4 i to w jednym kawałku, może powinniśmy być dumni, jednak ekipa z Woroniej uświadamia nam jak długa droga przed nami...
Kasia i Maciek SCW
 

 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 
Tomek 2012-05-13 15:13:58
Gratulacje pierwszej samodzielnej akcji po kursie!!! Słyszałem o tych rosjanach, którzy nie umieli ustać w miejscu - ciekawe spotkanie musiało być. Pozdrawiam
Konar 2012-05-12 08:18:41
Zapomniałem o tym wyjściu do Ptasiej i latających plecakach :) Warto czasami powspominać.
Picos 2012 2012-05-11 22:01:36
Ja też dobrze pamiętam ten wyjazd... I naszą konsternację, gdy z podziwiającej niedźwiedzią kupę grupy oddzielili się i pognali niczym rącze łanie na piarżysko wyżej nasi dzielni koledzy. Było jeszcze drzewiej wyjście do Ptasiej z pamiętnymi warszawiakami, mistrzami niekontrolowanych lotów plecaka w dół do doliny...To były czasy.
Arek 2012-05-11 01:04:47
Okazało się, że gdy nie ma instruktora, trzeba samemu drogę znajdować. Wiemy już gdzie jest każdy wybrany ślepy komin, albo ciąg boczny, nawet partie Wrocławskie znaleźliśmy. Bardzo pouczające to wyjście było :)
Konar 2012-05-10 21:14:27
Pamiętam jedno z swoich pierwszych wyjść do jaskini po kursie. Wtedy w doborowym towarzystwie nie przejmowaliśmy się niczym oprócz kup niedźwiedzia i jego odgłosów w oddali. Nasza akcja skończyła się wycieczką topograficzną po Dolnie Małej Łąki. Jednej jaskini nie znaleźliśmy, a do dwóch zapomnieliśmy plakietek. To były beztroskie czasy, teraz to chyba jak skleroza dopadnie może się coś takiego powtórzyć.


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd